Mecz quidditcha. Mecz Puchoni vs.
Gryfoni, wywołał falę podniecenia wśród uczniów, jak każdy finał quidditcha,
szczególnie, że Gryfoni nie byli tak bardzo do przodu w tabeli. Lily nie
zdołała złapać znicza w ostatnim meczu z Krukonami, a Puchoni przegrali na
razie tylko ze Ślizgonami. Więc jeżeli Gryffindor nie wygra przynajmniej 250
punktów, które tracili do Ślizgonów, to Ślizgoni przejmą puchar.
Po moim
trupie, pomyślała Lily. Nie pozwoli, żeby ostatni mecz Lucasa okazał się
porażką. Zerknęła na niego przez długość sali.Unikał jej od wczoraj. Nawet na
nią nie patrzył. Nie wiedziała czemu, ale przez chwilę bała się, że to, co
Arthemis powiedziała, sprawiło, że wszystko po niej widać i to dlatego.
Po początkowym
szoku doszła do wniosku, że jest w czarnej dziurze. No, bo co mogła zrobić,
oprócz usychania z tęsknoty i zwyciężania meczy quidditcha? Więc postanowiła,
że to właśnie zrobi. Da mu coś, co go uszczęśliwi.
Westchnęła i
pierwsza wyszła na boisko.
Lucas podążył
za nią wzrokiem. Od wczoraj musiał się powstrzymywać, żeby nie dać po sobie
poznać, że przyciąga go jak magnes. Jak ogień ćmę... Po chwili spojrzał na
swoich zawodników i dostrzegł mordercze spojrzenie Arthemis.
Wzruszył
ramionami, gestem mówiącym: Nie mogę nic teraz zrobić.
Prychnęła.
- Dobra. Wiecie, co macie robić. To mój
ostatni mecz, więc chciałem też wam powiedzieć, że pomimo lenistwa, niektórych
członków – spojrzał na Jamesa – i wątpliwego zaangażowania innych – zerknął na
Arthemis – jesteście najlepszą drużyną jaką można mieć. I obojętni czy
wygracie, czy przegracie, dla mnie i tak będziecie najlepsi...
Rozległy się
oklaski, a potem Lucas otworzył drzwi i poprowadziło drużynę na boisko.
Co się dzieje z tą pogodą,
pomyślała zirytowana Arthemis, wystawiając twarz na chłostające krople deszczu.
Jak grali w marcu, prażyło słońce. Mieli czerwiec i ulewne deszcze, jakby
zmówiły się przeciw nim.
Zerknęła na
Lily. Dziewczyna wydawała się być zdeterminowana i żądna wygranej, chyba
jeszcze bardziej niż nieco zamyślony Lucas.
Puchoni byli o
tyle niebezpieczni, że mogli utrudnić im wygranie, tak dużą przewagą. Musieli
mieć co najmniej sto punktów, zanim Lily będzie mogła złapać znicza. A co
więcej, będzie musiała do tej pory trzymać o małej złotej piłeczki szukającego
Hufflepuffu.
Na sygnał pani
Hooch wystartowali. Czternastu zawodników, którzy zmienili się w żołto-szkarłatne
plamy, na deszczu.
Arthemis była
zła. Przemokła w pięć minut i było jej zimno. Co więcej była wolniejsza.
Zdecydowanie wolniejsza. Dlatego musiała bardziej uważać.
Obok niej
przeleciała szkarłatna strzała, śmiejąc się radośnie.
- Dawaj Arthemis! – krzyknęła Lily. – Dajmy
chłopakom mecz o jakim im się nie śniło!
Poleciała na
drugi koniec boiska z prędkością wiatru, stawiając czoła ulewie.
Arthemis z
uśmiechem na ustach pokręciła głową. Ona miała dość łatwe zadanie. Ale inni...
cóż, Lucas był doskonałym szkoleniowcem. To trzeba było mu przyznać. I
wiedział, jak wykorzystać możliwości swoich zawodników. Przynajmniej tych,
którzy chodzili na treningi... James trzymał się bardzo blisko szukającego
Puchonów. Wszystkie tłuczki uderzał w niego i ścigał go z uporem myśliwskiego
psa. Arthemis nie wiedziała dlaczego ważne było, żeby mu przeszkadzać, ale
Lucas wiedział, że nie może liczyć na zgranie Arthemis i Jamesa z resztą
drużyny z powodu ich licznych obowiązków. Jednak dał im zadania, które mogli
wypełnić, żeby pozostałych pięciu zawodników zadało druzgocącą klęskę Puchonom.
Dosłownie dwie
minuty później Arthemis zrozumiała, czemu to James ma się zajmować szukającym
Hufflepuffu.
Rudowłosy
płomień przemknął między ścigającymi
Hufflepuffu i nikt jej nie zatrzymał. Lucas podał kafla Tasyi, a ona przekazała
go prosto w ręce Lily Potter, która wrzuciła go bez problemu przez środkową
pętlę, a potem wystrzeliła pionowo w górę.
Puchoni byli
tak zaskoczeni, że gdyby nie zirytowany głos komentatora z Hufflepuffu, to
pewnie nadal staliby bez ruchu i wpatrywali się w rozbawioną ich szokiem Lily.
- Do diabła nie stójcie tak! Nawet nie
wiadomo, czy tak wolno! Szukający przerzucający kafla?! Niech się zajmie swoim
zadaniem!
Lily pokazała
mu obsceniczny gest środkowym palcem, a w tym czasie Tasya wbiła drugi gol dla
Gryffindoru.
Puchoni
przejeli kafla i od razu pognali w strone bramek pilnowanych przez Arthemis.
- Finch kieruje się na bramkę Gryfonów. Jak
tego nie spieprzysz, to stawiam ci piwo – usłyszeli głos komentatora, a za
chwilę dźwięk uderzenia dłoni o czaszkę. – Przepraszam, pani profesor.
Arthemis
parsknęła śmiechem, akurat w momencie, gdy Finch na nią spojrzał. Ta chwila
dekoncentracji sprawiła, że bez trudu złapała źle wycelowaną piłkę.
Podała ją do
Simona, który był najbliżej. Przeleciał z nią przez pół boiska, a potem bez
przyczyny tak po prostu upuścił kafla. Arthemis spodziewała się zobaczyć, że
zjawi się pod nim Tasya, żeby przejąć piłkę, ale tak się nie stało.
- Oooo... czyżby mały Wood miał śliskie
palce? – zadrwił głos komentatora, który był tak zajęty drwinami z Gryfonów, że
nie zauważył, że Puchońscy ściagający rzucili się z pewnym opóźnieniem w dół,
próbując dosięgnąć kafla nim uderzy o ziemię. – Hufflepuff przystępuje do
ataku! Czy i tym razem North uda się obronić?
Piłka wciąż
spadała, a Puchoni ją gonili.
- Chyba Gryfoni zaniemówili na to,
oszałamiające zaniedbanie ich ścigającego! – komentujący wypowiedział jednak te
słowa w złą godzinę, bo nad Simonem równolegle do siebie pojawili się Lily i
Lucas. W sekundę, spikowali pionowo z taką szybkością, że trudno było uwierzyć,
że ich ciała mogą to znieść. W tym pędzie dodatkowo zamienili się płynnie
stronami i wbili się pomiędzy lecących w dół Puchonów, tak, że ci musili odbić
w bok. Lucas złapał kafla tuż nad ziemią i od razu wyrzucił go w górę, gdzie
przejąła go Tasya.
Arthemis nie
mogła się nadziwić temu genialnemu zamysłowi. Gryffindor miał teraz jednego
ścigającego więcej, a Lucas... Lucas miał prawą rękę, dorównującą mu
umiejętnościami.
Gryffindor
zdobywął punkty w zastraszającym tempie, a Zachariasz – komentator nie nadążął
z komentowaniem tego makabrycznego pokazu umiejętności dwójki Gryfonów.
Mogła ich
obserwować dowoli z prostej przyczyny, że nie miała nic innego do robienia. W
przeciwieństwie do Jamesa, który musiał bardzo uważać na tłuczki i szukajacego
Hufflepuffu, Lucas dał w pewnym momencie znak Oscarowi i ten również odłączył
się od gry w środkowym polu i przyłączył się do Jamesa. Gryffindor miał już
dostateczną przewagę, ale gdyby udało się Puchonom złapać znicza, podczas gdy
Lily była zajęta, nic by ich nie uratowało od utratu pucharu.
Lucas zdobył
kolejny punkt. Było już 70 punktów do 20. Brakowało im jeszcze 50. Tasya
rzuciła kafla do Simona a ten wbił następnego gola. Puchoni gnali w kierunku
tyczek Arthemis, chcąc jak najdalej odsunąć moment, w którym Lily Potter na
serio zainteresuje się łapaniem znicza.
Jednak to nie
było takie proste, gdy Lucas jak jakiś bóg wiatru wpadł między dwójkę lecących
obok siebie Puchonów i tak bardzo ich przestraszył, że rozpierzchli się na dwie
strony, gdzie Tasya i Lily już na nich czekały.
Arthemis nie
nadążała do końca z przebiegiem gry. Wiedziała tylko, że Lily i Lucas są
częściej pod bramkami przeciwników, niż bramkarz Hufflepuffu.
Została im
jeszcze jedna bramka. Jedna i potem wszyscy będą musieli tylko bronić bramek
Gryffindoru razem z Arthemis. Lily ruszyła na bramki a w tym samym momencie
szukający Hufflepuffu ruszył ostro pikując w dół. James uderzył w niego
tłuczka, ale ten zgrabnie go wyminął.
- No i proszę, chyba jednak podwójna rola
Lily Potter nie do końca opłaci się Gryfonom w tym spotkaniu...
I wtedy Lily
zrobiła coś za co Arthemis miała ochotę ją zabić, a zapewne, gdy Lucas wyrazi
swoją opinię, młoda panna Potter nie będzie mogła siedzieć przez tydzień na
tyłku.
Znajdowała się
tuż na pikującym Puchonem, rzuciła kafla do Tasyi, a sama skoczyła z miotły w
dół. Jedną ręką trzymała trzonek Błyskawicy, a i pikowała z prędkością z jaką
spadać może tylko bezwładne ludzkie ciało.
- Na Merlina! Ta dziewczyna popełni
samobójstwo! Zatrzymajcie ją!!
Tak się tym
zajął, że nie zauważył ostatniego wbitego przez Simona potrzebnego gola.
Arthemis
wstrzymała oddech, znała tę sztuczkę, ale nie wiedziała, że Lily jest na tyle
nierozważna, żeby wykonywać ją podczas meczu. Gdy szukający Hufflepuffu
zaskoczony spojrzał w górę. Lily nawet na niego nie zerknęła. Z taką prędkością
Arthemis wiedziała, że Lily nie ma szans, żeby ponownie wsiąść na miotłę.
Wyciągnęła różdżkę i ruszyła w ich kierunku.
- Zostań gdzie jesteś! – warknął na nią
Oscar.
Chyba tylko
szok sprawił, że została na miejscu.
Wszyscy zajęci
wyczynem Lily nie zauważyli, że Lucas, który był o wiele niżej niż pozostali,
ruszył jeszcze niżej, a potem brawurowo złapał, gdy ciężko przelatywała obok
niego. Usadowiła się wygodniej za jego plecami, a w jej ręce trzepotała mała
złota piłeczka.
- No, nie wierzę! – warknął komentator.
Chwila
napięcia i szoku, a potem stadion wybuchnął radością z taką siłą, że Arthemis
zachwiała się lekko.
- Gryfindor wygrywa Puchar Quidditcha! –
wykrzyknął niechętnie komntator.
Arthemis
zgrzytnęła zębami. Lily może sobie być bohaterką quidditcha, Gryffindoru, albo
całego świata i tak poprzetrąca jej wszystkie kości za to, co zrobiła.
Lily
obejmowała Lucasa w pasie jedną ręką, drugą nadal trzymając Błyskawicę.
Arthemis powstrzymała się od wyładowania na nich swojego strachu i gniewu tylko
dlatego, że Lucas śmiał się głośno i radośnie, co chwilę poklepując dłoń Lily
spoczywającą na jego pasie.
Arthemis i
James wymienili ze sobą odległe, niezadowolone spojrzenia. Ci samobójcy to
wcześniej ćwiczyli.
Po chwili
jednak dotarło do nich, że wygrali mecz. Gryffindor nie stracił pucharu, a na
niebie quidditcha zaświeciły dwie nowe, jasne i silne gwiazdy.
Razem z resztą
drużyny zlecieli na dół i porwał ich tłum Gryfonów wyjących ze szczęścia.
Od emocji
zakręciło się Arthemis w głowie, ale natychmiast znalazł się obok niej James.
Rozumiejąc i milcząco wspierając.
Lily i Lucas
odwrócili uwagę od reszty członków drużyny, która mogła zmoczona i zmarznięta
ruszyć do szatni i przebrać się w suche i czyste ciuchy. Arthemis i James byli im
za to niewymownie wdzięczni. Szczególnie, że gdy wychodzili, żadne z nich
jeszcze nie wróciło.
Szatnia była pusta i Lily była za
to ogromnie wdzięczna. Chyba trochę ją przytłoczyła reakcja Gryfonów i ledwo
hamowana złość Arthemis i Jamesa. Cóż, gdyby chodzili na treningi to by nie
byli zaskoczeni.
Zrzuciła z
siebie przemoczoną szatę i wciągnęła na zimną skórę t-shirt na ramiączkach.
Zdążyła ledwo wciągnąć na wilgotną skórę opierające się stanowczo jeansy, gdy z
ręką na rozporku zamarła i przeszedł ja
dreszcz. Nie wiedziała, czy to ton, czy już sam głos to sprawił.
- Lily…
Lucas czuł
ucisk w piersi. Czuł zdenerwowanie, jak jakiś totalny dzieciak. Ale na zewnątrz
wyglądał pewnie i dorośle. I nawet udało mu się wmówić sobie, że tak właśnie
jest.
Odwróciła
głowę przez ramię i posłała mu uśmiech. Przez cieńką białą podkoszulkę
prześwitywał kolorowy bistonosz. Lucas starał się na nim nie skupiać, ale udało
mu się to dopiero, gdy ich spojrzenia się spotkały.
Czy dla nich
dwojga było bardziej odpowiednie miejsce niż szatnia?
- Dobrze nam poszło, prawda? – rzuciła.
Skinął głową i
zrobił kilka kroków w jej kierunku.
Przyjrzała mu
się uważnie i poczuła zaniepokojenie. Miał coś niepokojącego w oczach. Coś co
jednocześnie ją przestraszyło i niebezpiecznie przyciągało.
- Luke? –zapytała ostrożnie.
Zrobił kilka
kolejnych kroków, a ona cofnęła się odruchowo, aż dotknęła plecami ściany.
Lucas czuł jak
w uszach dudni mu krew, gdy oparł dłonie po obu stronach jej głowy. To był
równocześnie sposób na utrzymanie jej w miejscu, jak utrzymanie jego rąk z dala
od niej.
Lily podniosła
głowę, żeby spojrzeć mu w oczy. Przełknęła ślinę.
- Lily… zaraz cię pocałuję – powiedział
cicho i ochryple. – Chcę, żebyś dobrze zapamiętała to doświadczenie, rozumiesz?
Lily była
pewna, że jej serce stanęło, a potem horda havymetalowych perkusistów zaczęła
wybijać na nim rytm.
Lucas jak na
zwolnionym filmie pochylał głowę, uważnie obserwując jej reakcję. Gdy ich usta
dzieliły milimetry jej powieki zadrżały i opadły.
Na początku po
prostu przyłożył usta do jej ust, bardzo delikatnie. Gdy musnął jej dolną, a
potem górną wargę, poczuł na ustach, delikatne drżące westchnienie.
Chciał jej
pokazać całą gamę doświadczeń, żeby nigdy nie musiała próbować na nikim innym.
Nie obchodziło go ilu będzie po nim. Nie obchodziło go, czy będę lepsi. To on
był pierwszy. To on pokazał jej jak otworzyć drzwi do tego intymnego świata i
wiedział, że będzie o tym pamiętać.
Bardzo niewinny
pocałunek, sprawił, że jej usta zmiękły i zaczęły pulsować. Przechylił głowę,
żeby jeszcze chwilę nacieszyć się tą słodyczą, a potem odsunął się o milimetr i
szepnął, prosto w jej usta:
- Rozchyl wargi…
Podniosła na
niego ociężałe powieki i zrobiła to bez wahania.
Pokazał jej co
to znaczy pogłębić pocałunek. Pokazał jej dlaczego Arthemis miała zawsze lekko
zamglony wzrok po pocałunku z Jamesem. Pokazał jej jak w jednej chwili tętno
może przyśpieszyć do szaleńczego galopu.
A potem
zupełnie się zatracił i zapomniał, że to miało być doświadczenie. Przytrzymał
jej głowę jedną ręką i oddał się czerwono-złotej ferii barw w głowie. Jej usta,
gorące i podatne, miały w sobie coś co go przyciągało, pochłaniało i pogrążało
jeszcze bardziej.
Drżącymi
palcami dotknęła jego piersi, a on z bolesnym żalem zaczął wracać do
rzeczywistości.
Zaskoczyło go,
że wspięła się na palce, gdy zaczął podnosić głowę, żeby jak najdłużej zachować
tę chwilę. To delikatne połączenie wilgotnych, gorących ust. Z miękkim,
seksownym odgłosem ich usta się rozłączyły.
Lily wzięła
głęboki oddech, jakby do tej pory zupełnie o tym zapomniała, a potem
wykrztusiła:
- Muszę usiąść.
Lucas odsunął
się, żeby mogła opaść na ławkę.
Musiał stąd
wyjść. Musiał pozbyć się ciepła i przyjemności z całego ciała. Gwałtownego
łaskotania w żołądku i myśli o tym, że ona już wcale nie jest taka młoda. Bo
była. Musiał pamiętać, że była…
Na razie
jednak stał i cieszył się jej reakcją. Jej zamglonym spojrzeniem. Jej miękkimi
kolanami… I starał się nie myśleć o własnych miękkich kolanach i zamglonym
spojrzeniu.
Lily w końcu
dotknęła palcami ust i zapytała:
- Zawsze tak jest?
Czyli nadszedł
czas na pytania, pomyślał trochę przestraszony Lucas.
- Nie. Nie zawsze…
- Czyli jeżeli ktoś tego nie umie, to
pocałunek nie wyjdzie?
- To raczej nie jest kwestia umiejętności –
odpowiedział ostrożnie Lucas.
- To, czego?
Pogrążał się.
Czuł to. Coraz bardziej.
- Zgrania. Wzajemnej… chemii?
Czekał z
napięciem, aż Lily zaczai co się dzieję.
Nic nie
powiedziała. Po prostu wierzyła w to, co mówił. Chwile później skinęła głową.
- To nie mogłoby być takie proste –
spojrzała na niego i ponownie dotknęła ust, jakby chciała się upewnić, że nadal
tam są. Wstała i uściskała go. – Dziękuję – szepnęła.
- Nie dziękuj mi – burknął odsuwajac się od
niej szybko.
Spojrzała na
niego zraniona jego reakcją.
- To miała być nauczka? – zapytała, czując
wzbierajacą złość i żal.
Nie
odpowiedział. Nie wiedział, co mógłby w takiej chwili powiedzieć, żeby się nie
zdradzić. Uznając jego milczenie za potwierdzenie wzięła swoją miotłę i ruszyła
do drzwi, jednak się zatrzymała i kilka razy otwierała usta, jakby chciała o
coś jeszcze zapytać.
- No, dalej – zachęcił ją.
- Czy… to było dla ciebie przyjemne? Czy po
prostu… chciałeś mnie ochronić, przed głupotą?
- Pocałunek może wywołać emocje, a może być
po prostu zetknięciem ust. Ten nie był zetknięciem ust – powiedział
dyplomatycznie, nadal odwrócony do niej tyłem, więc nie widział, jak
uśmiechnęła się lekko. Nie usłyszał drzwi, więc się odwrócił.
Stała tam.
Wciąż. Oddzielona od niego całą długością pomieszczenia, ale i tak nadal mógł
zobaczyć jej malinowe usta i coś w jej oczach, przez co zadrżał. I bynajmniej
nie było to miłe uczucie.
- Dlaczego to zrobiłeś? – zapytała z
naciskiem. To było ważne. Bardzo ważne.
Lucas zdał sobie
sprawę, że niewłaściwa odpowiedź, może zniszczyć wszystko. Jeżeli uzna, że
zrobił to tylko po to, żeby zaspokoić jej ciekawość, to Lily go znienawidzi.
Mógł albo odsłonić się na krótką chwilę, albo zachować dumę i stracić serce.
Ale nie mógł
na nią patrzeć, więc odwrócił się do ściany i zaczął zdejmować mokrą szatę od
quidditcha.
- Chciałem wiedzieć – powiedział cicho.
- Co?
Zacisnął zęby,
a potem wziął głęboki oddech.
- Jak smakujesz. Jak pachniesz. Jak to jest
poczuć krew tętniącą ci w żyłach, gdy dotykam twoich warg... – powiedział,
pogrążając się w uczuciach tak bolesnych, tak nieodłącznych, od kiedy ją
poznał, że nie zauważył, że z wrażenia oparła się o ścianę i przełknęła ślinę.
Przymknęła
oczy, czując jak się rozpływa. Chwyciła za klamkę i przekręciła ją.
Odwróceni do
siebie plecami, zbyt przytłoczeni uczuciami, nie wiedzieli, jak to zakończyć.
W końcu jednak
Lily, szepnęła tak, że nie mógł do końca zrozumieć słów. Już bardziej domyślał
się ich znaczenia:
- Pewnego dnia... to ja posmakuję ciebie...
Usłyszał
oddalające się kroki, gdy wychodziła z szatni.
Lucas
stwierdził, że podwójnie dzisiaj wygrał. Zapobiegł jej niebezpiecznym
działaniom i spełnił jedno ze swoich marzeń. A może nawet podłożył podwaliny
pod jej marzenia…
A potem jego
kolana nie wytrzymały i opadł na ławkę z głębokim westchnieniem.
Lily zamknęła się w dormitorium
mając nadzieję, że zachwyceni Gryfoni będą zbyt zajęci, żeby zauważyć jej brak.
Za późno zdała sobie sprawę, że jest ktoś kogo nigdy nie zdoła zwieść.
Arthemis
siedziała na łóżku, wpatrując się w książkę. Lily zauważyła, że już niewiele
jej zostało. Wystarczył jeden rzut oka na zarumienioną Lily, żeby wiedzieć, co
się stało, a panna Potter doskonale o tym wiedziała.
Nie
uśmiechnęła się porozumiewawczo. Nie zaśmiała się. Uważnie tylko się jej
przyglądała, a potem zapytała:
- Czy jesteś w stanie o tym mówić?
Lily tylko
potrząsnęła głową.
Dopiero teraz
Arthemis się uśmiechnęła.
- A więc było tak, jak powinno być...
Lily
wiedziała, że to był jedyny komentarz, jaki ktokolwiek z ich paczki wypowie.
Już Arthemis o to zadba. Nawet jeżeli ktoś się dowie, nikt nie będzie się
wtrącał. Nie będzie porozumiewawczych uśmieszków, ani komentarzy.
Nawet tych
pochodzacych od jej złośliwego brata...
Ponieważ
Arthemis stała na straży tajemnicy. Słodkiej, niewinnej tajemnicy dwojga
zakochanych ludzi. A gdy Arthemis czegoś strzegła... Cóż... smoki w Gringotta
to były przy niej puchate króliczki.
Szukająca ścigającą, no tego to się chyba nikt nie spodziewał. Cudowny rozdział, pełen słodkich emocji :)
OdpowiedzUsuń