niedziela, 25 lutego 2018

Biały Kruk (Rok VII, Rozdział 29)


- Będziemy musieli zdecydować, gdzie umieścić wszystkich poniżej 15 roku życia - stwierdził Scorpius, patrząc na plany Hogwartu i okolic.
       -    Poniżej 15 roku życia? Chcesz, żeby piątoklasiści też walczyli? - zapytała przerażona Rose.
       Scorpius odwrócił się do okna i zacisnął powieki.
       -    Chcę im i ich rodzicom dać wybór...
       -    Ale piętnastolatki?! Lily jest w tym wieku!
       Przez twarz Scorpiusa przemknął szybki, morderczy uśmiech.
       -    Taa... i sądzę, że przetrzebiłaby trochę ich armię...
       Rose zbladła. Przełknęła ślinę i opadła na krzesło.
       -    My naprawdę się zbroimy, prawda? Czy naprawdę chcesz żeby te dzieciaki stanęły wraz z nami do boju?
       -    Nie chcę - odpowiedział cicho. - Nie chcę, żeby to wszystko się działo. - Włożył palce we włosy i zaczął szarpać. - Do tej pory myślałem, że najtrudniejsze co w życiu zrobię to stanąć przed twoimi rodzicami i powiedzieć im, że cię nie oddam. A tu nagle mam tu wojnę do rozegrania, ludzi do obronienia i wiedźmę z sprzed tysiaca lat, która tylko czyha aż będzie mogła nas wszystkich rozerwać na strzępy!
       Rose, której zatrzepotała serce, przy pierwszej części jego wypowiedzi, zamarła. Miał racje. Ale nie do końca...
       -    Raczej pokłonić się...
       -    Co?
       -    Morgana nie chce rozerwać nas na strzępy. A przynajmniej nie wszystkich... Nie chce przecież rządzić światem bez czarodziejów. Chce rządzić czarodziejami. Chce zdusić w zarodku wszelkie możliwe ogniska buntu, a wie doskonale, że w pierwszej kolejności musi zdławić opór swojego największego przeciwnika i zniszczyć wszystko, co po sobie pozostawił.
       Scorpius spojrzał na nią z zastanowieniem.
       -    Masz rację. Ale nie zmienia to faktu, że złagodzi swój atak. Przeleje tyle krwi ile będzie potrzeba. Tyle, żeby inni zadławili się nią ze strachu... Musimy wykorzystać wszystko, co mamy.
       -    Arthemis i James wyruszają jutro do Indii, szukać ostatniego z kluczy. Muszą się śpieszyć.
       -    A dzieciaki?
       -    Zakopały się w archiwum i poszukują czegoś o merlinistach i morganie.
       -    To zajmie im całe wieki. Nie mamy na to czasu! Na nic już nie mamy czasu... - dodał szeptem.
       -    Wiadomo, czy Nick i chłopaki rozgryźli system obronny?
       -    Nie. Nie udało im się dokończyć. A teraz przybyli następnie i zajęli się czymś innym... - burknął niezadowolony.
       -    Kiedy Minister będzie chciał poinformować społeczeństwo? - zapytała Rose.
       -    Za kilka dni. Próbują zminimalizować panikę, ale wątpię, żeby to coś dało...
       -    Więc chcesz, żebyśmy powiadomi studentów, że ci którzy chcą i otrzymają zgodę od rodziców, mogą zgłosić się do obrony Hogwartu?
       -    Umieścimy ich na niższych poziomach. Przy schronach, żeby ktoś ich strzegł.
       Rose pokiwała głową, chociaż jej serce drżało. Jak dużo czasu jeszcze im zostało? Kogo straci? Spuściła głowę i odetchnęła ciężko.
       Scorpius do niej podszedł i palcem podniósł jej podbródek.
       -    Co się stało?
       Rose przeszedł dreszcz. Spojrzała na niego błyszczącymi, mokrymi oczami.
       -    Nie chcę nikogo stracić - szepnęła.
       Scorpius zamarł. Mógł ją okłamać. Przyszłoby mu to z łatwością, a ona może spałaby dzisiaj spokojniej.
       Ale nigdy nie wierzył w te wszystkie heroiczne bzdury i obietnice. Jak można było komuś obiecywać "Nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić". Nie był wszechmocny. Mógł tylko robić wszystko, co był w stanie zrobić. I pomimo tego, że wprawiało go to w przerażenie, musiał być świadomy swoich słabości.
       Dlatego tylko pocałował ją w czoło i mocno przytulił.
       -    Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby do tego nie doszło.
       Rose wdychając zapach jego koszuli, pokiwała głową. Czerpiąc siłę z jego spokoju i spokój z jego zapachu.
       -    Myślałem, że będę miał więcej czasu - mruknął niezadowolonym tonem.
       -    Na co? - zapytał sennym głosem Rose, rozluźniajac się w jego ramionach. Było jej ciepło, jej serce biło trochę szybciej niż zwykle. Czuła jak jej mięśnie się rozluźniają. Chciała tutaj zostać. Zapaść w sen, czując pod policzkiem bicie jego serca.
       -    Chciałem to dobrze zaplanować. I powoli wprowadzić w życie. Ale ponieważ ta cała chora sytuacja może w ogóle odebrać mi możliwość poinformowania świata, że jesteś ze mną i mam ich w nosie, nie mam zamiaru zwlekać...
       Rose poderwała głowę, żeby spojrzeć mu w twarz.
       Scorpius odgarnął jej kosmyk włosów za ucho i dodał:
       -    Wyjdziemy stąd dzisiaj ręka w rękę Rose... - wpatrywała się w niego, jak w obraz. Trochę z nadzieją, trochę ze strachem i z mieniącą się radością.
       Scorpius zbliżył usta do jej ust.
       -    Żadnych protestów? - Pokręciła powoli głową, czując mrowienie warg od bliskości jego oddechu. - Dobra dziewczynka - mruknął Scorpius, oplatając ją w pasie ramionami, w tym samym momencie, w którym jego nakryły jej.



       Arthemis siedziała przed toaletką w dormitorium dziewcząt. Energicznie szczotkowała  włosy. Gdy zerknęła na szczotkę skrzywiła się. Może nie powinna szarpać ich aż tak bardzo, ale była taka wkurzona. Taka wściekła, że łzy złości napływały jej do oczu.
       Powinna im obu poucinać co nieco! Jak oni śmieli tak bawić się jej uczuciami i naciskać jej guziki, jak im się podoba?!
       Drzwi się otworzyły i zamknęły. James wyszedł spod peleryny i rzucił ją na łóżko Lily.
       -    Jestem przygotowany na tyradę stulecia - zapowiedział.
       Arthemis odwróciła się do niego energicznie.
       James się rozpłynął. Bał się, że jeżeli jeszcze sekundę na nią popatrzy popłynie mu krew z nosa. Nie mógł się opanować.
       Podszedł do niej i pocałował ją. Przywarł do jej ust, objął ją w pasie i uniósł z siedzenia. W końcu jednak niechętnie się od niej oderwał.
       -    Boże, jesteś taka przesłodka. Te zaróżowione ze złości policzki i błyszczące od łez oczy. Ostatni raz widziałem coś tak słodkiego, jak Miodowe Królestwo wypuściło na rynek nową serię czekoladowych kremówek.
       Arthemis zmrużyła oczy.
       -    Bardzo chcę ci teraz przywalić, wiesz?
       Odepchnęła go.
       -    Niby co to miało być?! - warknęła.
       James westchnął. Przetarł dłonią kark.
       -    Przepraszam.
       Arthemis założyła ręce na piersi.
       -    Myślisz, że to wystarczy?
       James padł na kolana i rozłożył ręce.
       -    Bardzo przepraszam...
       Nie śmiej się, nie śmiej się, nie śmiej się. Nie waż się nawet uśmiechnąć! - rozkazała sobie Arthemis w myślach.
       Wyciagnęła rękę a z łóżka od razu wystrzeliła w jej kierunku poduszka. Pierwszy cios spadł na głowę Jamesa. Drugi na jego ramię.
       -    Hej!
       -    Jak mogłeś być takim idiotą?!  Przez tyle miesięcy dobierała się do ciebie a ty nie reagowałeś?! Mało cię nie zgwaciła!! A może jeszcze ci się to podobało, co?! Masz intelgencje planktonu?!
       -    To o to jesteś zła?
       -    Wszystkie neurony odpłynęły ci poniżej pasa?! O czym ty myślałeś, jak jej tyłek wciskał ci się w krocze?! Jaja sobie robisz?! Nawet nie jestem w stanie wymyślić dostatenicznie obraźliwego określenia, żeby opisać poziom twojej głupoty! Do tej pory nie sądziłam, że można mieć iloraz inteligencji niższy niż gumochłon, ale zmieniłam zdanie!
       -    To nie było tak - powiedział James, wzruszając ramionami. - Byłem zbyt zajęty zwracaniem uwagi na takie drobnostki.
       -    Drobnostki?! - syknęła Arthemis i poraz kolejny walnęła go w głowę, wkładając w to więcej siły.
       -    Ałaa! No, wiesz, jak wtedy kiedy  przyjeżdżają jacyś krewni i wciskają ci do opieki jakiegoś irytującego dzieciaka. Generalnie jesteś zirytowany, że cię w to wrobili, ale gdzieś tam czasami sobie pomyślisz: fajnie, że dobrze się bawi.
       Arthemis upuściła wojowniczo uniesioną poduszkę.
       -    Myślałeś tak o Antonette?
       -    Mniej więcej...
       - Nie możesz tak myśleć o dorosłych kobietach! - Arthemis walnęła mu z całych sił, a potem odrzuciła poduszkę. - Zabraniam! Masz o nich myśleć, jak o... Jak o wampirzycach, które czyhają na twoją krew, godność i cnotę! - Złapała go za kołnierz i pociągnęła na nogi.  - Rozumiesz?!
       James nachylił głowę i po raz kolejny wpił się w jej usta.
       -    Jesteś zbyt urocza, gdy zachowujesz się irracjonalnie. Mam ochotę zamknąć cię w pudełku i przewiązać wstążką.
       Chwilę potem zgiął się w pół, gdy pięść Arthemis wbiła mu się pod żebro.
       -    Wybacz, to był odruch.
       James pomachał ręką nie podnosząc głowy, na znak, że nie szkodzi. W końcu jednak udało mu się zaczerpnąć tchu.
       -    W porządku. Czyli wszystko gra?
       -    Gra?
       Słysząc w jej głosie nagły mrok i chłód, James się wyprostował.
       Zaczynamy drugą rundę, pomyślał.
       -    Dałeś zrobić z siebie przynętę - powiedziała cicho. Jamesowi ten ton kojarzył się z odgłosem wydawanym przez niskolecącą jaskółkę, szukającą schronienia przed zbliżającą się burzą. Ten ton był jak cisza sekundę przed uderzeniem pierwszej błyskawicy.
       Przeszedł go dreszcz. Już nie chciał jej pocałować, jak przed chwilą. Chciał rzucić ją na łóżko i pozwolić jej, żeby przejęła nad nim kontrolę.
       -    Wystawiłeś się na niebezpieczeństwo - dodała. - Którym byłam ja!
       -    To nie było niebezpieczeństwo - odpowiedział poważnym tonem. - To nigdy nie było niebezpieczeństwo.
       -    Lucian zrobił z ciebie mój cel! Specjalnie!
       -    Tak. Zrobił ze mnie cel. I udowodnił ci to, o czym przekonywałem cię od dawna - dodał łagodniej. - Nawet nie panując nad sobą... nie jesteś w stanie mnie skrzywdzić. - Podszedł do niej i pogłaskał ją po policzku. - Miej w siebie trochę więcej wiary, Arthemis.
       -    Nie zostałeś ranny?
       -    Nawet okruch szkła na mnie nie spadł. Musiałbyś być na moim miejscu. Jakbym znalazł się w szklanej bańce. Nic nie mogło się przedrzeć.
       -    Dobrze - powiedziała twardo. - W porzadku.
       -    Nie chciałem cię zranić, Arthemis. Naprawdę. Ale to jedyna sytuacja, która przyszła mi do głowy, kiedy Lucian powiedział, że trzeba cię sprowokować, żebyś straciła nad sobą panowanie. Przynajmniej przy mnie.
       -    Rozumiem. Nie powiem, żeby było to przyjemne, ale rozumiem. I... cóż... ulżyło mi.
       Arthemis wzięła głęboki oddech i przeciągnęła się.
       -    Potrzebuje snu. Ty też... - Zerknęła na niego przez ramię, szukając swoich piżam. Zamrugała, widząc jego minę. - Co się stało?  Wyglądasz jakbyś miał się rozbeczeć...
       -    Bo po tym wszystkiem bardzo chciałbym się z tobą kochać, a jesteśmy w szkole i jest tu pół mojej rodziny. I do tego śpi tu moja młodsza siostra... I to takie smutne! - odchylił głowę do tyłu, jakby wył z rozpaczy.
       Arthemis parsknęła śmiechem. Spojrzała na trzymane w rękach piżamy, a potem schowała je ponownie do szafy, podeszła do Jamesa i szarpnęła go za koszulkę.
       -    Ściągaj.
       - Co?
       - Muszę w czymś spać. Więc ściągaj koszulkę i kładź się do łóżka.
       Gdy pogasili wszystkie lampy, mocno spleceni cieszyli się jedną z niewielu spokojnych nocy, jaka im pozostała.



W momencie, gdy J.J. ze swobodą kota pojawiła się między wrogiem i jednym lekkim dotnięciem powaliła czterech z nich, Tristan oniemiał.
       Kim była ta dziewczyna?!
       -    Zakon Kruka! - warknął przywódca. - Zabić ją!
       Zanim jednak czarownica stojąca najbliżej J.J. zdążyła się w jej stronę odwrócić ta kopnęła ją wysoko prosto w kręgosłup.
       -    A wy ruszycie się w końcu, czy dalej będziecie odpoczywać? - rzuciła zgryźliwie w stronę Sereny, jednocześnie wykręcając rękę przeciwniczce i zasłaniając się nią jak tarczą.
       -    Może rzeczywiście powinniśmy? - mruknęła Serena z zastanowieniem do Gabriela.
       -    Po, co? J.J. całkiem nieźle sobie radzi...
       J.J. parsknęła z irytacją, gdy czarownica wbiła jej obcas w śródstopie.
       -    Przestańcie się bawić z tymi bachorami! - warknął przywódca. Machnął różdżką w stronę J.J. która odskoczyła w samą porę, by zobaczyć, jak śmiertelne zaklęcie trafia w czarownicę, która z nią walczyła. Chwilę później znikła.
       - Wezwijcie pozostałych - warknął przywódca. - Połowa ma przeszukać archiwum! Macie mi znaleźć tego Łowcę! Reszta niech w końcu pozbędzie się tych bachorów! Ja osobiście zajmę się tym małym Krukiem!
       Tristan zrobił krok do przodu, widzac, jak czarodzieje otaczający Serenę i Gabriela zaciśniają krąg, unosząc różdżki. Jednak w tym samym momencie poczuł rekę na ramieniu.
       -    Jeżeli zrobisz krok z tego miejsca, sama osobiście cię zabiję - usłyszał szept J.J., która zmaterializowała się za nim z nicości.
       -    Nie będę tu stał - warknął Tristan.
       -    Niech Pan lepiej tu zostanie. Chodzi im o Pana. Dopóki Pan tu jest są rozproszeni. Jeżeli się Pan ujawni skupią się bardziej na wybiciu nas.
       -    Dlaczego nie zostałaś niewidzialna.
       -    Bo gdyby nie widzieli przeciwnika, zaczęliby Pana szukać, a Rena i Gabe skupiliby na sobie całą ich uwagę. Poradzimy sobie - dodała i znowu znikła.
       -    Niech to szlag! - warknął Tristan i przywarł do regału, bo dziewczyna miała rację.
       Obserwował wszystko, gdy pojawiło się więcej przeciwników. Ręce mu drżały od powstrzymywania się, ale nie drgnął, bojąc się pogorszyć sytuację.
        J.J. w swej niewidzialnej formie musiała kopnąć Lydię w nerki, bo ta poleciała jak długa do przodu. W następnej chwili pojawiła się z różdżką za plecami przywódcy.
       -    Szukasz mnie? - rzuciła z uśmiechem.
       -    Dziecko, nawet nie wiesz z kim zadzierasz - powiedział spokojnie przywódca.
       J.J. rzuciała zaklęcie, które przywódca bez problemu odbił. W następnej chwili oboje zaczęli poruszać się z taką szybkością, że Tristan widział jedynie zostawiane przez nich cienie i rozbłyski zaklęć.
       Ich walka na kilka sekund sprawiła, że wszyscy morganiści spojrzeli w ich kierunku. Wtedy właśnie Gabriel krzyknął:
       -    TERAZ!!
       Serena wzięła głęboki oddech, a w chwilę poźniej pchnęła swoją moc w stojących na przeciwko niej ludzi. Pięć osób stojących jeszcze przed chwilą dwa metry od niej, leciało teraz przez całą długość archiwum jakby niewidzialna siła taranowała ich niczym muchy.
       W tym samym czasie Gabriel machnął różdżką, a szuflady i półki z poprzewracanych regałów zasypały kolejnych trzech. Jakby nagle te przemioty ożyły zaczęły bez opamiętania tłuc przeciwników.
       Serena i Gabriel wyrwali się z kręgu, jednak przewaga nadal była przeważająca, a widać było, że nie są posiadają umiejętności, jak J.J., która właśnie na chwilę pojawiła się na jednym z wciąż stojacych regałów, a na przeciwko niej kilka regałów dalej stał przywódca.
       -    Nie jesteś zwykłym Krukiem - powiedział, ocierając stróżkę krwi ściekającym mu po szyi.
       -    A ty nie jesteś byle morganistą, prawda? Przywódco Dragonów?
       Przywódca zasyczał na nią, a w tym momencie J.J. rzuciła w jego nogi dwie ostre jak przytwa gwiazdki. Rozległ się wrzask, a potem oboje znowu znikli, pogrążając się w zbyt szybkiej walce.
       Tristan zaciskał zęby, widząc Gabriela i Serenę pogrążonych w walce. Wiedział, że magiczne bariery, którymi się otaczali, są coraz bardziej nadwątlone, a oni zostają coraz bardziej zepchnięci do defensywy. Musiał coś wymyślić...
       Serena rzucała zaklęcia jednocześnie lewą ręką używając swojej mocy i rozsyłając przeciwników po całym magazynie. Tristan znał tę moc i wiedział, że używanie jej w nadmiarze ma swoje konsekwencje.
       Widział też, że część powalonych za jej pomocą ludzi, powoli otrząsa się, łapiąc za głowę. Zaraz ponownie przyłączął się do walki. Przemknął więc cicho do każdego z nich i petryfikował ich. Łamał różdżki. Wiązał ich zaklęciami, podczas gdy za jego plecami, krzyki bólu i dźwięki zaklęć coraz bardziej się nasilały.
       Widział, tę przerażającą chwilę, gdy Serena poślizgnęła się na kałuży krwi Drake'a i padła na ziemię, a Lydia niczym wściekły tygrys rzuciła się na nią i zaczął uderzać jej głową i posadzkę. Jej pięść trafiła Serenę w twarz, a ta otrząsając się próbowała skupić wzrok.
       Gabriel krzyknął jej imię. Odepchnął zaklęciem przeciwnika i zaczął biec w jej kierunku, jednak kilku jeszcze stojących przeciwników trafiło go w plecy zaklęciami i padł na ziemię.
       Serena na szczęście tego nie widziała. Ledwo widząc wściekłą twarz Lydii, objęła dłonią jej nadgarstek i posłała w nią wiązkę naelektryzowanej mocy. Dziewczyna poleciała na olbrzymią metalową konstrukcję regału i osunęła się po nim bez życia.
       J.J. zmaterializowała się kilka metrów dalej wraz z przywódcą, który posłał w jej stronę kombinację zaklęć, którą ja powaliła. Dziewczyna oddychała z trudem, patrząc jak Przywódca zbliża się do niej. Stanął nad nią i wycelował w nią różdżką.
       -    Powiedz pozostałym... że nadchodzimy. Crucio!
       W archiwum rozległy się rozdzierające wrzaski Jennifer.
       Tristan zaczął biec.
       Serena zdołała podnieść się na kolana. Zobaczyła leżącego na ziemi, nieprzytomnego Gabriela oraz J.J. rzucającą się po podłodze z niewyobrażalnego bólu. Okrążało ją siedmiu nadal stojących przeciwników. Krzyki J.J. nie ustawały, jakby próbowano wyrwać z niej duszę gołymi rękami.
       -    Nie... - szepnęła Serena. - J.J...  - wyciągnęła rękę w kierunku przywódcy i posłała w niego falę psychicznej energii, przez co zgiął się w pół i złapał za skroń z wrzaskiem.
       Serena nie widziała jednak, że stojacy za nią czarodziej, celuje prosto w jej głowę. Tristan wpadł na niego wrzeszcząc:
       - Sectusempra! - czarodziej padł na podłogę zalewając się krwią.
       - To ON!! Brać go! Brać go żywego!! - zaczęli wrzeszczeć pozostali.
       J.J. wykorzystała pomoc Sereny i zamieszanie, wyciągnęła podręczny nóż z buta i wbiła go w stopę Przywódcy, a gdy ten ponownie nachylił się oszołomiony bólem i wściekłością, wycelował w nią różdżką ze śmiertelnym zaklęciem na ustach, wyrwała nóż z jego ciała i chlasnęła nim na oślep. Z żyły polała się krew. J.J. zamrugała zaskoczona, widząc jak Przywódca łapie się za gardło. Z pomiędzy jego palców wypływała gęsta, gorąca posoka. Mężczyzna zaczął się dławić, a chwilę potem runął tuż obok Jennifer.
       Serena widząc jak przeciwnicy otaczają Tristana podźwignęła się na nogi. Dwójka z nich odwróciła się w jej stronę i zaczęła rzucać w nią zaklęciami. Odbijała je uparcie prząc na przód.
       Rozległ się odgłos rozbitego szkła i w całym archiwum rozbłysło oślepiające białe światło. Tuż za Tristanem pojawiła się ogromna dziura w przestrzeni. Nie zastanawiając się dwóch czarodziejów, z którymi walczył po prostu rzuciło się na niego i siłą impetu przeskoczyło z nim przez portal.
       -    NIEE!! - Serena rzuciła się biegiem w stronę portalu, ale powstrzymało ją jedno z zaklęć, rzucone przez przeciwnika. Padła na ziemię, wijac się z bólu i patrzac, jak ostatni morganiści przeskakują przez dziurę w przestrzeni i znikają.
       Chwilę potem zapadła ciemność, a portal zniknął.
       -    Nie... - szepnęła Serena. - Dziadku... NIE...!
       -    Serena!? - rozległ się niewyraźne i zniekształcony krzyk J.J., która z trudem podnosiła się na nogi. Była cała we krwi. A ten człowiek, w którego krwi stała... A on... Poczuła gwałtowne mdłości. Nie. Nie mogła teraz o tym myśleć. Zataczając się ruszyła w stronę Sereny. - Co się stało?
       -    Zabrali go... Zabrali dziadka - powiedziała w szoku Rena.
       -    Co z Gabrielem?
       Serena gwałtownie odwróciła głowę. Jęknęła i poderwała się z ziemi, żeby dotrzeć do Gabe'a.
       -    Gabe?! - odwróciła go na plecy i potrząsnęła nim. - Gabe?!
       Gdy jęknął zalała ją fala ulgi. Pochyliła głowę i położyła czoło na jego piersi. J.J. padła na kolana obok niej. Położyła jej rękę na ramieniu i ścisnęła.
       -    Musimy szybko poinformować naszych o tym, co się tu stało. Zaczynamy znikać... - powiedziała.
       -    Co?! -  Serena spojrzała na swoją dłoń. Zrobiła się blada. Bardzo blada. Dłonie J.J. były już niemal przezroczyste. Pojedynek z przywódcą musiał ją wiele kosztować.
       -    Zużyliśmy zbyt dużo mocy. Piasek czasu się wyczerpuje...
       -    Ja pójdę. Nadal wyglądam jak człowiek... Zajmij się Gabrielem - Serena z trudem podniosła się na nogi i  powolnym biegiem ruszyła w kierunku wyjścia.


Arthemis i James zostali zbudzeni przez przerażoną i oszołomioną Rose.
       -    WSTAWAJCIE! WUJEK HARRY MÓWI, ŻE BYŁ ATAK NA MINISTERSTWO!
       Oszołomieni wyskoczyli z łóżka. Złapali za ciuchy i zaczęli się pośpiesznie ubierać.
       -    Ktoś zginął? - zapytała Arthemis, wkładając broń w uprzęże i pasy.
       -    Nie wiem. Wujek powiedział, że mam was natychmiast zawiadomić.
       James był gotowy pierwszy, Arthemis dogoniła go chwilę potem.
       -    Atak na Ministerstwo? Ponowny w tak krótkim czasie?! To bez sensu! - warknął James.
       -    Nie wiemy, czy chodziło im o coś konkretnego, czy ponownie chcieli wzbudzić panikę... - odpowiedziała.
       Biegiem przemierzali nadal uśpiony i cichy zamek. Gdy dotarli do gabinetu dyrektora, czekała na nich Hermiona, pośpiesznie wprowadziła ich do środka.
       -    Co się dzieje? - zapytała Arthemis.
       - Grupa Morganistów zaatakowała Archwium.
       Arthemis serce zamarło.
       -    Dlaczego?
       Hermiona spojrzała na nią. Ręka, którą położyła na ramieniu Arthemis, drżała.
       -    Szukali twojego ojca...
       -    CO?! - Arthemis się zachwiała.
       -    Ale nic mu nie jest?
       Hermiona wrzuciła do kominka garść proszku. W jej wzroku było zbyt dużo żalu, strachu i współczucia.
       -    Czekają na was...
       Arthemis wskoczyła w płomienie, krzycząc "Ministerstwo Magii!".
       Tato! - wrzasnęła w myślach, a jej szamocząca się moc domagała się uwolnienia. Popuściła jej wiązku, szukając połączenia, śladu jego aury, coraz dalej i dalej, ale napotykała tylko pustkę. Przerażającą zimną pustkę.
       Nie! Tylko nie jej ojciec!
       Gdy wylądowała na błyszczącej posadzce Ministerstwa Magii, pochwyciły ją dłonie pana Pottera. Za nią zmaterializował się James i pani Weasley.
       -    Idziemy do Archiwum. Musimy porozmawiać z dzieciakami, dopóki mamy szansę - rzucił, pociagając ją za sobą do biegu.
       -    Co to znaczy? - zapytała Arthemis.
       -    Wydaje mi się, że zaraz ich stracimy.
       -    Wiadomo, co z moim ojcem?
       -    Zabrali go. Wykorzystali dwukierunkowy portal, żeby porwać go z Ministerstwa.
       Arthemis musiała z całej siły powstrzymywać swoją kipiącą moc, przed rozwaleniem tego wszystkiego. Dlaczego?! Dlaczego jej ojciec?
       Wpadli do Archwium. Arthemis zrozumiała, czemu pan Potter nie przeniósł stąd dzieciaków. Zadawanoby zbyt dużo pytań. Gabriel powoli zanikał, a Serena... Serena była jedynie kształtem, widocznym na tle jednego z regałów.
       Arthemis przypadła do niej.
       -    Co się stało? - zapytała Gabriela, który wyglądał najstabilniej.
       -    Mieli przewagę liczebną - szepnął głos za nią. Odwróciła się, ale zobaczyła tylko złoty piasek, przebierający kształt człowieka. - A nasz czas się kończy - dodał głos J.J.
       -    Wpadli tutaj szukając pana Northa. Chcieli dorwać Łowcę, bo wie o czymś czego chce Morgana - wyjaśnił Gabriel.
       -    Gdy zaczęliśmy z nimi walczyć, powiedziałam mu, żeby się nie wychylał. Myślałam, że posłuchał - powiedziała cicho J.J.
       -    Wydaje mi się, że to on spetryfikował i związał wszystkich tych, których Serena powaliła swoją mocą, żeby już nie mogli nas atakować.
       -    Ale było ich ponad dwudziestu... Na szczeście nie wszyscy dysponowali takimi umiejętnościami, jak ich przywódca. Nie mam pojęcia jak J.J. umiała stawić mu czoła...
       -    Zakon Merlinistów, jest nazywany Zakonem Kruka. Część z nas udoskonaliło starożytną technikę walki, która pozwala nam zamazywac materialne kształty naszej osoby i wykorzystywac naszą własną energię, jako broń. Nazywamy ich Białymi Krukami. Tylko oni są w stanie walczyć z Dragonami Morgany, którzy władają mroczna i potężną magią. Z pozostałymi morganistami mogłam sobie poradzić, ale przywódca, był jednym z Dragonów... - wyjaśniła J.J. której głos stawał się coraz oddleglejszym echem.
       -    Przepraszam - szepnęła Serena do Arthemis. - Gdyby nie próbował mnie uratować nie odkryliby go...
       - Gdyby nie próbował ratować własnej wnuczki, nie byłby Tristanem Northem - powiedziała spokojnie Arthemis. - Teraz wasza kolej by odpocząć... Potrzebujemy was w pełni sił.
       -    Znaleźliśmy go - powiedział cicho Gabriel. - Znaleźliśmy Mistrza Zakonu Kruka. Nazywa się...
       -    Heming Pickerton - dokończył za niego nieznajomy głos. - A jestem jego zastępcą...
       Arthemis usłyszała jeszcze szept J.J. "Dziadek", zanim złoty piasek rozpłynął się w powietrzu. W tym samym momencie Serena niczym pył zdmuchnięty przez wiatr przeciekła jej przez palce, a Gabierl w jednej chwili zniknął im z oczu.
       Spojrzała na człowieka, który nagla przybył. Był to wysoki blondyn o oczach niebieskich, jak chabry. Przez jego lewy policzek przebiegała blizna znikająca w zaroście. Mógł byc w wieku ojca Arthemis. Ubrany był strój bojowy przypominający ten, którzy nosili aurorzy. Na prawej dłoni miał tatuaż przedstawiający kruka.
       Za nim stało kolejnych sześć osób. Byli ubrani identycznie z wyjątkiem chust zawiazanych na twarzy, zakrywających im nosy i naciągniętych kapturów, który odsłaniały jedynie oczy.
       - Nazywam się Marcosias Jarou. Dowodzę jednostkami militarnymi Zakonu Kruka, chcemy was prosić o pomoc...
       - Szukaliśmy was... Znamy sytuację i z całego serca witamy was...
       -    Jak tu trafiliście?  - zapytała Hermiona.
       -    Moi szpiedzy poinformowali mnie, że Dragoni Morgany polują na niejakiego Tristana Northa. Chcieliśmy zapewnić mu ochronę zanim do niego dotrą. Gdzie on jest?
       -    Spóźniliście się - powiedziała cicho Arthemis.
       James pomógł jej wstać. Spojrzał na Marcosiasa.
       -    Został porwany. - Położył rękę na ramieniu Arthemis. - Chodź, musimy się spakować i ruszyć za nimi. Mamy jeszcze szansę go znaleźć...
       Arthemis wyrwała się i spojrzała na niego z płomieniem w oczach.
       -    Nie lekceważ mojego ojca! - warknęła.
       -    Nie lekceważę - powiedział uspokajająco James. - Ale z każdą minutą nasze i jego szanse maleją.
       -    Jest wystarczająco intelignetny, żeby przetrwać, szczególnie jeżeli ma coś, czego od niego chcą. A my mamy własną misję James. Musimy uratować ostatni klucz...
       -    My go znajdziemy - powiedział nieoczekiwanie Marcosias. - Musimy wiedzieć, czego od niego chcą...
       -    Przez ostatnie trzy lata mój ojciec pracował nad znalezieniem źródła młodości. Tylko tyle wiem. Wszystkie mapy i dane zawsze miał w gabinecie w domu...
       -    Jeżeli Morgana chce wykorzystać źródło młodości to znaczy, że jeszcze nie wpełni włada swoją mocą i ciałem. A dopóki twój ojciec jej tego nie zdradzi nasze szanse na zabicie jej się zwiększają. - Spojrzał na swoich ludzi. - Będziemy działać szybko...
       Jednocześnie skinęli głowami.
       Marcosias wyciągnął rękę w kierunku Harry'ego.
       -    Nasz Mistrz spotka się z wami w tym miejscu - na dłoni Harry'ego pojawił się tatuaż. - W tej wojnie nie możemy walczyć sami - dodał, a potem cała niezwykła grupa rozpłynęła się w powietrzu.
       -    Przykro mi, Arthemis - powiedziała cicho Hermiona.
       Arthemis potrząsnęła głową.
       -    Nic mu nie będzie. Mój ojciec wie, że spotka go coś o wiele gorszego jeżeli będę musiała go szukać w zaświatach... - mruknęła złowieszczo. - Czy mogłaby Pani zaopiekować się Archerem?
       -    Oczywiście.
       -    James, chcę wyruszyć do Indii już dzisiaj - powiedziała, odwracając się w jego kierunku.
       Skinął głową, powstrzymując się od objęcia jej. Była jak hartowana stal, ale cała aż dygotała w środku.
       -    Nie traćmy czasu... - dodał zamiast tego, łapiąc ją za rękę. Skinął ojcu głową i teleportował się wraz z Arthemis.

45 komentarzy:

  1. No no no! I o to jest mój najukochańszy rozdział tej przewspaniałej książki! Mam nadzieje, że dobrze idzie Ci pisanie tutaj oraz,że nie brak Ci pomysłów na następne rozdziały. Akcja cały czas się rozkręca. Teraz przyszło więcej Rose i Scorpiusa na których wiele osób czekało. Coraz więcej wiadomo, ale ciągle nie ma tylu informacji, które mogłyby im pomóc w pokonaniu Morgany. Zniknęła druga trzy osobowa grupka dzieciaków. Jestem bardzo ciekawa kto przybędzie na ich miejsce, a w szczególności tego jak by zareagował Scorp, gdyby okazało się, że są to jego dzieci. Chyba bohaterowie nigdy nie przywykną do spotykania swoich dzieci, których jeszcze nie ma. Mam tez bardzo niestabilną myśl. Rozmyślam nad tym, czy Strażnik czasu nie usunie pamięci wszystkim, którzy widzieli dzieciaki z przyszłości gdy już to wszystko się zakończy oraz także nad tym czy tylko Arthemis nie będzie jej miała usuniętej, a wszystko zachowa w tajemnicy.Te ciągłe rozterki mnie rozsadzają. Nienawidzę czekać na rozdziały tego artydzięła, no ale jak już jest to ciesze się jak dziecko. Mam nadzieje,że niedługo kolejny;) Całuski! Aniaaa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taki scenariusz zakładałby, że koniec będzie dostatecznie dobry, żeby była konieczność usuwania im wszystkim pamięci...
      I nie widzę powodu, dla którego tylko Arthemis miałaby zachować pamięć, a reszta nie. :) Przecież to by było niesprawiedliwe...

      P.S. Arcydzieła? Bez przesady. A rozterki są dobre. Wiem co mówię... Dzięki nim zapamiętuje się książkę na długo :D. Z dzieciaków Scorpiusa i Rose pojawi się tylko Nick. I tak, kolejna partia dzieciaków nadchodzi ;).

      Usuń
    2. Jak wiemy życie bywa bardzo nie sprawiedliwe, więc skończyć się ta historia może różnie. Jednakże cieszę się,że nie będą mieli ich usuniętych z pamięci. Nie lubię takich momentów. A co do Scorpiusa i Rose. Byłam święcie przekonana, że reszta ich dzieci także tu będzie. No ale bynajmniej Scorp w przyszłości będzie miał więcej niespodzianek i urwisów na głowie. Rose by oszalała ze szczęścia;) Już to widzę:] Życzę powodzenia i dużo weny;3 Aniaaa

      Usuń
  2. Widzę, ze wraz z przeniesieniem bloga zmieniłaś trochę wizualnie postacie ;) Cieszę się, ze wreszcie był dłuższy fragment z Rose i Scorpiusem i szkoda m Tristana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No troszkę się zmieniły :)
      Jak je dobierałam za pierwszym razem a było to chyba z lat temu to nie do końca np. przemyślałam kolor skóry Freda :D

      Usuń
  3. Witam , czytałam jednym ciągiem całość i teraz nie mogę doczekać się dalszych odcinków. Życzę dużo dobrej weny i czekam na jeszcze

    OdpowiedzUsuń
  4. Kiedy kolejny post ?

    OdpowiedzUsuń
  5. Opowiadanie bardzo ciekawe, z przyjemnością czekam na dalsze części. Czasem z Arthemis robiła Ci się Mary Sue ale widać, że starasz się to równoważyć dodadając jej wady i słabości. Jedyne co mi przeszkadza w Twojej opowieści to literówki. Jest ich dużo i przeszkadzają w czytaniu znajdź dobrą betę która sprawdzi tekst pod tym kątem zanim go wrzucisz. A tak poza tym weny i czekam cierpliwie na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    droga autorko trafiam na Twoją historie jeszcze na onecie i mówiąc krótko zakochałam się w niej, jest naprawdę fantastyczna, czyta się lekko i przyjemnie... z reguły każdy rozdział czytany id razu komentuję, ale tutaj tsk mnie to wciągnęło, że jedynie to myślałam o następnym rozdziale... a później jeszcze pojawiła się informacja o usunięciu blogów z platformy, więc tym bardziej chciałam przeczytać, a wtedy jeszcze nie było od Ciebie żadnego odzewu o przenoszeniu opowiadania...
    ale przejdźmy dalej wiem, że minęło sporo czasu od ostatniego Twojego wpisu, a ja dopiero teraz się odzywam, ale to już tak zwane siły wyższe są odpowiedzilne... mam nadzieję, że nowy rozdział pojawi się niebawem, a ja między czasie powrócę do wcześniejszych rozdziałów...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    kochana przeczytałam rozdziały, cóż odpuściłam komentowanie, bo bardziej mi zależało aby już wyrównać czytanie... oczywiście z czasem też siądne i przeczytałam od początku... podoba mi się to, że tak oznaczałaś rozdziały, łatwo się odnaleźć teraz...
    a co do tego rozdziału fantastycznie, Arthemis och jaka wściekła i to kajanie się Jamesa, dzieciaki w tej walce pokazały co potrafią, co z Tristian'em został porwany...
    liczę na nowy rozdział w najbliższym czasie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  8. Droga Autorko!
    Zniknęłaś na bardzo długi okres czasu. Cały czas się zbierałam na napisanie kolejnego komentarza z zapytaniem, co się dzieje, ale ciągle miałam nadzieje, że niedługo coś wstawisz. Jednak, czas mijał, a tu o poście ani widu ani słychu. W końcu postanowiłam napisać do Ciebie, w tym komentarzu z zapytaniem. Co się dzieje, że nie kończysz pisania? Minęło już prawię pół roku od ostatniego postu. Elita to naprawdę wspaniała praca, którą uważam, że powinnaś skończona. I to jak najszybciej, puki całkowicie nie stracisz weny twórczej.
    Przykrzy mi się czekanie za kolejnym rozdziałem, który nie nadciąga.
    Wciągnęłam się w Elitę już dawno temu ale nie mogę dokończyć jej czytania, a bardzo na to liczę. Proszę Cię, Patrycjo. Spraw, abym kolejny raz przeczytała Twoje opowiadanie od początku:)
    Serdecznie pozdrawiam - Aniaaa

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej,
    Elitę czytam od dawna, w zasadzie od samego początku, choć pewnie mnie nie kojarzysz. Nie mam nawyku komentowania blogów, trochę za bardzo traktuje je jak książki. Przepraszam, bo wiem, że dla autorów komentarze wiele znaczą.
    Czuję się jednak zmuszona spytać, czy wszystko z tobą w porządku? Zaczęłam się martwić, bo zazwyczaj uprzedzałaś nas o przerwie choćby komentarzem... Nie zrozum mnie źle, mogłabym czekać całe życie na twoje rozdziały, mam tylko nadzieję że twoja nieobecność jest spowodowana jedynie brakiem weny czy czasu a nie czymś poważniejszym.
    Od początku wakacji znów przeczytałam całą Elitę. Chyba po raz piąty ;) Notka po notce, coraz bardziej utwierdziłam się w przekonaniu, że chociaż Rowling jest geniuszem to Przeklęte dziecko może się schować przy elicie...
    Uwielbiam Twoje opowiadanie. Najchętniej bym je wydrukowała i czytała na okrągło. Towarzyszyło mi w najcięższych momentach, dorastałam przy nim. Podziwiałam bohaterów za ich siłę i odwagę. Za to, że są w stanie poświęcić tak wiele dla siebie nawzajem. I Podziwiam Ciebie, za to, że potrafiłaś ich tak wykreować. Artemis brałam za wzór. W końcu na samym początku była tylko nieśmiałą i zamkniętą w sobie dziewczyną. Nawet nie masz pojęcia ile znaczy dla mnie Twoja opowieść, nawet lepiej że na każdy rozdział muszę czekać. Bohaterowie dorastali razem ze mną.
    Zrobiło się trochę zbyt rozczulająco, ale naprawdę chciałabym Ci podziękować za to, że prowadzisz tego bloga. Będę czekać, nie ważne ile. Mam nadzieję jednak, że szybko do nas wrócisz, bo z natury jestem strasznie ciekwska i nie mogę się doczekać dalszego ciągu tej opowieści.
    Pozdrawiam,
    Lily

    OdpowiedzUsuń
  10. halo halo!!
    czy tutaj się jeszcze coś dzieje? hahah Kochana autorko żyjesz? Codziennie (od 25 lutego(?!!)) wchodzę tu i sprawdzam czy jest kolejny rozdział i niestety z przykrością stwierdzam że dalej go brak :( Więc błagam cię na kolanach! Dokończ tę opowieść!! Życzę duuuużo weny i wszystkiego czego sobie tylko życzysz (może czasu?) żebyś tylko nie zostawiała elity :)

    Margo

    OdpowiedzUsuń
  11. Heej :) właśnie skończyłam czytanie elity po raz kolejny od poczatku i musze powiedziec, że to opowiadanie jest cudowne. Znaczy zawsze tak uważałam, ale tak szczerze przy drugiej połowie 4 części - w sensie kiedy w grę weszły dzieci i Morgana zaczęłam się trochę gubić w fabule i jakoś mniej chciało mi się całe opowiadanie czytać. Ale jak przeczytałam teraz całą 4 część od początku jako całość, to rzeczywiście ja doceniłam i muszę powiedzieć że jest świetna. Wczesniej poprostu zaczęłam się gubić chyba tylko przez czas oczekiwania między rozdziałami i np. Totalnie w którymś momencie nie wiedziałam kim jest J.J. A teraz no muszę powiedzieć że mnie jej postać zaintrygowała i chciałabym więcej :) więc nic tylko czekam na więcej i życzę weny do dalszego pisania :)

    Mam jeszcze jedno pytanie, bo nie wiem czy mi to umknęło czy poprostu nie było wspominane wcześniej - czy w koncu udalo się dowiedziec, kto stworzyl krwawe diably? I jesli nie, to czy to moze byc w jakims stopniu zwiazane z morganistami (tak jak sprawa turnieju), czy ktoś miał poprostu coś do hogwartu?

    Jeszcze raz pozdrawiam cieplutko i cierpliwie czekam na kolejną notkę :)
    -werka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ostatnie pytania bardzo trafne też jestem ciekaw co się stało z diabłami i kto jest odpowiedzialny za turniej

      Usuń

  12. Nadchodzi czas, kiedy będzie trzeba wybrać między tym co dobre, a tym co łatwe.

    J.K. Rowling

    OdpowiedzUsuń
  13. Autorko! Już prawie rok czekamy na jakąkolwiek odpowiedź! Prosimy, daj chociaż znać czy planujesz jakiś kolejny rozdział, czy po prostu nie masz motywacji lub czasu, aby cokolwiek napisać. Będziemy cierpliwi, ale daj chociaż znak życia! Tęsknimy! Pozdrawiam i życzę szczęśliwego nowego roku!

    OdpowiedzUsuń
  14. Autorko!! Błagam zlituj się!!! Już ponad rok niczego nie dodałaś! Potrzebuje ciagu dalszego! Uwielbiam to opowiadanie i sadze ze nie jestem jedyna! Proszę!

    OdpowiedzUsuń
  15. Przeczytałam to opowiadanie po raz kolejny. Minął ponad rok od ostatniego rozdziału. Jestem rozbita przez to, wiesz? Nie umiem się pogodzić z myślą, że mogłabyś zostawić to jak jest teraz. Czy nie mogłabyś nam dać jakiegokolwiek sygnału? Odpowiedzi? Mamy tyle pytań i tyle niewiadomych. Owszem znajdują się tu drobne błędy. Ale przy żadnym innym opowiadaniu, nawet przez myśl mi nie przeszło aby czytać je od nowa. A przed twoim nie potrafie się powstrzymać. Dużo czytelników dorasta razem z tą historią. Wpływa na nich, jest niesamowita. Ten ulotny czas, nie wykorzystany tak jak trzeba, jest jak strzał prosto w serce. Mogłabym rozprawiać godzinami o wszystkim co stworzyłaś. O tym, jak wpadłaś na taki pomysł. To jest wielkie przedsięwzięcie i wielki żal ściska mnie przez niedokończenie go. Odzywaj się do nas autorko. Sprawiasz nam ból tym milczeniem. Proszę, odezwij się. Wyjaśnij.

    Nie wiem nawet czy zdajesz sobie sprawę z tego jak okrutnie boli serce za każdym razem jak zajrzę na strone a na niej brak nowego rozdziału. Jakby ktoś chciał mi wysuszyć z krwii. Proszę, nie zostawiaj nas. Nie wiem już jak mam Cię prosić. Powiedz dlaczego. Dlaczego nie skończysz? Nie dasz znaku? Dlaczego?

    OdpowiedzUsuń
  16. Hej,
    kochana co się dzieje? odezwij się chociaż do nas...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  17. Pisałam do autorki kilka tygodni temu. Pisała że nie zawiesza bloga jednak ma dużo obowiązków i dlatego nic nie publikuje. Wychodzi na to że pozostaje nam czekać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uff bynajmniej to. Chociaż miło by było gdyby sama nam napisała cokolwiek. Jednak, dzięki Ci człowieku! Potwierdziłaś, że czekanie się opłaci.

      Usuń
  18. Ale ulga, już się bałam, że blog jednak będzie zawieszony. Super, że napisałaś do autorki! :D

    OdpowiedzUsuń
  19. puk puk kochana jesteś tam ;) ja bardzo tesknię za tym opowiadaniem, za bohaterami... za całą historią...
    weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Agnieszka

    OdpowiedzUsuń
  20. Ta historia jest warta tego by ją skończyć, a zakończenie musi być równie dobre co cała reszta, więc choćbym miała czekać 5lat na jeden rozdział to nie przestanę tu zaglądać. Życzę dużo czasu i chęci by tu zajrzeć! I niech Pani pamięta, my wszyscy czekamy i nieważne jak długo to potrwa to i tak zostaniemy :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Hej, hej po raz trzeci po odświeżeniu serii, którą uważam za większą i lepszą kontynuację niż "przeklete dziecko". Nigdy się nie znudzi! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  22. ja umieram bez tej kontynuacji.. tak bardzo proszę kochana autorko dodaj dalsze rozdziały

    OdpowiedzUsuń
  23. Czy jest jeszcze gdzieś pełna wersja bloga? Czytałam tę historię już kilka razy i chciałabym sobie odświeżyć wszystkie fakty :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest pełna wersja ;) Na górze masz archiwum bloga, tam znajdziesz wszystkie wpisy ;)

      Usuń
  24. hej autorko mamy już rok 2020 sporo minęło od twojego ostatniego postu mam nadzieję że nie skreśliłaś tego opowiadania i wrócisz jak najszybciej z dwojoną siłą i listą pomysłów i dasz nam niezapomniane zakończenie :D Daj chociaż nam jakiś znak.
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że jest tu nas więcej! Droga autorko, ja też czekam na jakiś znak :)

      Usuń
  25. Sama nie wiem co mam powiedzieć. Mijają już prawie dwa lata odkąd zamieściłaś ostatni post. Czytam już tą historię któryś raz. I za każdym razem zaskakuje mnie tak samo. Brakuje mi przygód naszych bohaterów. Z chęcią czytałabym jeszcze więcej tego co tworzysz. Bo to jest niesamowite. Dlatego kolejny raz zadaje pytanie - Czemu nie skończysz? Dlaczego nie dajesz znaku życia? Nie wiem co wydarzy się dalej. Nie wiem, na czym chciałaś skończyć tą historie. I to mnie boli. Ta niewiedza i czekanie na które nas skazałaś. Mogłabyś dać chociaż najmniejszy znak, że zamierzasz kontynuować tą opowieść? Sądzę, że jest to tego warte. Wiele czasu spędziłam razem z przygodami Arthemis i reszty ich pokręconej gromadki. Brakuje mi tego. Tak jak i twoich niekonwekcjonalnych pomysłów. Rozjaśniałaś największe mroki, więc czemu nie zapalisz chociaż nikłego płomyczka? Trzymam kciuki za powrót. Naprawdę bardzo chciałabym abyś znowu zaczęła pisać. Bo rozjaśniasz mrok. Dajesz chwile zapomniania i pozwalasz oderwać się od rzeczywistości. Nie wiem, jak bym miała pogodzić się z myślą, że zakończysz w tym momencie. Wróć do nas autorko. Czekamy na Ciebie ze zdwojoną niecierpliwością. Aniaaa

    OdpowiedzUsuń
  26. Czy ktoś jeszcze czeka z niecierpliwością na kontynuację? Wchodzę codziennie sprawdzić czy coś się nie pojawiło. Autorko proszę zlituj się i daj chociaż mały znak!

    OdpowiedzUsuń
  27. Autorko, czy będzie kontynuacja? Albo czy chociaż w skrócie opowiesz nam zakończenie? Nie wyobrażam sobie nie dowiedzieć się jak zakończy się Elita Hogwartu :'(

    OdpowiedzUsuń
  28. Autorko prosimy o dalsze części, naprawdę to jest wspaniałe ☺️

    OdpowiedzUsuń
  29. Opowiadanie jest wspaniałe i czekamy na kolejne rozdziały

    OdpowiedzUsuń